Wycieczka do Parku Krajobrazowego Doliny Baryczy (EFS)

30 i 31 marca 2011r. 20 uczniów z naszego Gimnazjum uczestniczyło w wycieczce do Parku Krajobrazowego Doliny Baryczy zorganizowanego w ramach programu "Dolnośląska szkoła liderem projakościowych zmian w polskim systemie edukacji". Opiekunkami uczniów były panie Mariola Ziółkowska i Anna Tawkin.

Podczas wyjazdu uczniowie mieli możliwość posłuchać głosów przyrody i dowiedzieć się wielu ciekawostek przyrodniczych od przewodnika oprowadzającego grupę wokół Stawów Krośnickich, odwiedzili Galerię Ziemi wypełnioną minerałami, poszukiwali różnych rodzajów gleb i uczyli się je rozpoznawać, mieli zajęcia sportowe na hali i boiskach krośnickiego kompleksu sportowego. Drugiego dnia weszliśmy na wzgórze Joanny z malowniczo położona wieżą, odwiedziliśmy Milicz i Sułów, poznając miejscową architekturę. 

A jak widział to Maciej Białas z kl. 3f? Oto jego relacja: 

Pośród śpiewu ptaków, szmeru trzciny i złotego słońca nad Doliną Baryczy, stawiała kroki nasza grupa. Lornetki przewieszone przez ramię spokojnie kołysały się w rytm wiatru, a każdy z dziewięciu kilometrów mijał wyjątkowo szybko. Mijaliśmy stawy, nad którymi godnie latały krzykliwe żurawie, spoglądaliśmy na efekty działań bobrów, a czas dalej leciał. Koniec trasy - wsiadamy do autokaru. Jedziemy trzy kilometry na obiad. Zajmujemy miejsca i konsumujemy obiad, który był zdecydowanie największym i najpewniej jedynym mankamentem wycieczki. Lecz nie rozpisujmy się tutaj o cierniach i powiedzmy dalej o pięknej wiośnie nad Doliną Baryczy. Kolejny punkt planu - odpoczynek w ośrodku. Następnie zajęcia dotyczące gleb. Idziemy do parku, w którym zatrzymał się czas. Ratusz, krzaki, ziemia, beton. Harmonia natury z suchymi realiami naszego świata. Pobieramy próbki gliny i innych form glebowych - czujemy się jak naukowcy. Każdy dotyka piasek, grzebie w ziemi. Powracają czasy dziecinnych zabaw w piaskownicy. Słońce postanawia schować się za horyzontem. Robi się ciemniej. Po zajęciach w ośrodku wracamy do pokojów. Siedzimy w czwórkę i w rytmach Nirvany odpoczywamy. Fotografujemy także Ił'a, który już na zawsze zatrzymał się przed budynkiem. Ku naszemu zdziwieniu nie jesteśmy zmęczeni - pora więc na zajęcia na hali sportowej. Pod osłoną spowitego ciemnością nieba kierujemy swe kroki do tego miejsca. Rozmawiamy o polityce, życiu i nonsensie nas otaczającym. Docieramy na miejsce, przebieramy się. Pół godziny piłki nożnej i koniec. Wiele osób wciąż ugania się za okrągłym kawałkiem gumy, który w rytm praw fizyki rusza się po podłodze. Zasiadam na trybunach i oddaję się filmowaniu. Godzina 22 - wracamy do ośrodka. Teraz tylko mycie i sen, który spowił nasze powieki. Mówimy dobranoc i zasypiamy z włączoną muzyką...

6:40 rano - budzę się. O 7:00 wychodzimy i jedziemy na dalszą część trasy pieszej. Walczę z czasem i na ostatnią chwilę dobiegam do autobusu. Pora na znów niezbyt ciekawe śniadanie w uroczym towarzystwie. Akwarium i koledzy - melancholia, która wesoło podśpiewuje. Paradoks, jaki spotykam na każdym kroku. Ten kieruję następnie w stronę autobusu. Ruszamy dalej, mijamy wioski, gazociągi i drzewa. Odwiedzamy pobliski las. Na ścieżce dominują tropy zwierząt, a ja przypominam sobie o kluczu francuskim, który znalazłem dzień wcześniej na drodze. Idziemy dalej za naszym przemiłym przewodnikiem, konwersacja cały czas się rozwija. Robimy zdjęcia białych kwiatów i drzew, które pamiętają Piłsudskiego. Harmonię zaburza tylko terkot silnika autokaru, który mówi nam, że czas wsiadać. Kawałek dalej zatrzymujemy się i w rozsypce wytrwałości zdobywamy wzgórze. Stojąca na nim wieża spogląda na nas bacznie, jakby chciała coś powiedzieć. Nie zdążyła... Jesteśmy w drodze do miasta. Tam zwiedzamy park, ruiny zamku i szkołę leśniczych. Czas mija, sekundy zanikają. Teraz pozostaje nam wrócić na ostatni posiłek w Krośnicach. Jadąc tam widzimy konsekwencje naszego nadmiernego postępu - maszyna wycina las. Dojeżdżamy na miejsce. Po obiedzie, którego opisywać tak jak obiecywałem nie będę idziemy pograć trochę na boiskach. Mija godzina lub dwie i wyruszamy do Wrocławia. Prowadzi nas Most Rędziński, który swym monumentalizmem przytłacza wszystkich. Miasto i korki. Potem osiągamy cel. Trzy stopnie i stąpam już po ziemi, na której stoi nasza szkoła i myślę o Dolinie Baryczy... Bowiem nie ma nic lepszego, niż możliwość pogrążenia się we własnym świecie i własnym strumieniu. Wycieczka dobiegła oficjalnie końca...